Jeźdźcy i konie:
- Bayards D'Rizzle i ja
- Casall Ask i Chanel Anemone
- Oiseau Nocturne i Sophie Mölbern
- Fontenotte Marvelise i James Cook
Czas: 50 minut
- Oiseau Nocturne i Sophie Mölbern
- Fontenotte Marvelise i James Cook
- Presley Boy i Miśka Ross
- Final Destination i Magdalena Migocka
- Carmel i Alex Hood
- Prinzlet i Abigail Moon
- Whiskey Authority i Ashley Birkman
Miejsce: las, plac na dworze- Final Destination i Magdalena Migocka
- Carmel i Alex Hood
- Prinzlet i Abigail Moon
- Whiskey Authority i Ashley Birkman
Czas: 50 minut
Aspekty rozwijane na treningu: rozluźnienie, dokładność, odbicie, tempo
Niewiele myśląc, wygramoliłam się z łóżka i w błyskawicznym tempie ubrałam się w bryczesy. Po wczorajszym wyczerpującym parkurze miałam plan zafundować mojej grupie znajomych relaksujący dzień.
W chwilę znalazłam się w stajni, gdzie czekały już na moje rozkazy trzy ekipy - stajni Anemone, stajni Lider i stajni Moonlight. Zaproponowałam im wycieczkę w okoliczne tereny, na co wszyscy - no może oprócz Sophie, Ashley i Miśki, które obawiały się o swoje temperamentne konie. Jednakowoż przekonałam je argumentem, że jesteśmy wszyscy dorosłymi i odpowiedzialnymi jeźdźcami, którzy z pewnością poradzą sobie w skupionej grupie koni na otwartej przestrzeni.
I nie myliłam się.
Oiseau Nocturne była na prowadzeniu, zaraz obok Pres'a i Miśki. Te dwa konie czasem zaczepiały się, a mimo to, ogier nie reagował zbytnio na klacz - co było naprawdę bardzo dziwnym przypadkiem. Zaraz za nimi jechała Magda na spokojnym Final Destination, aby oddzielić świrusy od kolejnych świrusów. Za Magdą wlokła się Ashley na Whiskey, który dzisiaj nie przejawiał niepożądanych pokładów energii. Całe szczęście. Kolejnie jechałam ja na moim nowym nabytku z Anemone Stall - Bayards D'Rizzle, tuż obok Chanel na Casallu, od której to właśnie kupiłam ogiera. Nie powiem, pogadałyśmy sobie sporo na temat tego, jak sprawuje się u mnie siwy. Za nami jechał James i Alex, którzy również pochłonieci byli rozmową. Rzekomy zastęp zamykała Abigail, zarzekając się po wsze czasy, że jej Prinzlet jest najspokojniejszym koniem, jeśli chodzi o tereny. Chyba miała rację, ponieważ na końcu grupy, kasztan wyglądał jak zmęczony życiem osiołek - niczym Whiskey. Abigail wytłumczyła mi, że to przez to, iż oni w Nowej Anglii częściej, niż trenują, to jeżdżą w tereny.
Po trzydziestu minutach byliśmy już po okrążeniu mojej ulubionej trasy wokół łąk, przez pola i środek lasu. Konie były rozgalopowane, po drodze natknęliśmy się nawet na małą kłodę, której nie omieszkaliśmy się skoczyć. Nie obyło się również bez wielkiej kopaniny, którą zafundowała Oiseau Presleyowi. Jednak to połączenie nie było dobre - chwilę po tym zrobiliśmy "przemeblowanie" i Oiseau poszła na sam tył, za ogiery.
Dotarliśmy do stajni uradowani, gdzie przywitał nas stajenny Eugenio i jeżdżąca po parkurze Olivia na Casionay. Chwilę później jednak skończyła swój trening i wypuściła klacz na padok niedaleko nas. Korzystając z tego, że nasze konie były rozgrzane i gotowe do pracy, ja jako pierwsza poskakałam małe przeszkódki i drągi, które wcześniej musiała skakać Olivia. Galopowałam równo, umiarkowanie odpuszczając wodze Bayardsowi i wypuszczając go do ziemi. Postanowiłam pobawić się w natural i poskakać te maluchy na zupełnie luźnym koniu. W moje ślady poszli również inni. Chanel na Casallu wolniutko galopowała na kontakcie, bardzo zebranym i podstawionym koniem, przejeżdżając co jakiś czas przez drągi. Tym samy tempem - skróconym galopem - skoczyła po kolei wszystkie znajdujące się przeszkody na parkurze.
Miśka i James robili to samo, co Chanel, a Abigail i Sophei dokładnie to, co ja. Byłam trochę zaniepokojona widokiem Oiseau na luźnej wodzy, znając wybryki tej klaczy, jednak wiedziałam, że dziewczyna ma pojęcie, co robi oraz zna swojego konia.
Przyjemnie obserwowało mi się podstawione konie, które szły z głową w dół, przeskakiwały radośnie przez krzyżaki i parskały.
Bardzo podobały mi się wyczynania Alexa na Carmelu, który jechał cały parkur kłusem - pilnując ogiera, aby ani nie przyspieszył, ani nie zwolnił. W zgodzie i harmonii.
Magda i Ashley kręciły wolty, co jakiś czas skacząc z nich krzyżaki. Pracowały nad odbiciem - raz podjeżdżały bliżej, raz dalej. Przydało się to szczególnie dla Ashley, która wczoraj miała problemy z fruwającym Whiskey.
Dzisiejszy trening był naprawdę przyjemny i luźny, choć konie przez cały czas miały pracę, w którą się angażowały.
Po odstępowaniu wszyscy razem wpadliśmy na wspaniały pomysł. Po obiedzie zabraliśmy najspokojniejsze konie - Prinzleta, Final Destination, Casalla i moją westernową Ima Spookin Lady na pławienie w pobliskim jeziorze.
W chwilę znalazłam się w stajni, gdzie czekały już na moje rozkazy trzy ekipy - stajni Anemone, stajni Lider i stajni Moonlight. Zaproponowałam im wycieczkę w okoliczne tereny, na co wszyscy - no może oprócz Sophie, Ashley i Miśki, które obawiały się o swoje temperamentne konie. Jednakowoż przekonałam je argumentem, że jesteśmy wszyscy dorosłymi i odpowiedzialnymi jeźdźcami, którzy z pewnością poradzą sobie w skupionej grupie koni na otwartej przestrzeni.
I nie myliłam się.
Oiseau Nocturne była na prowadzeniu, zaraz obok Pres'a i Miśki. Te dwa konie czasem zaczepiały się, a mimo to, ogier nie reagował zbytnio na klacz - co było naprawdę bardzo dziwnym przypadkiem. Zaraz za nimi jechała Magda na spokojnym Final Destination, aby oddzielić świrusy od kolejnych świrusów. Za Magdą wlokła się Ashley na Whiskey, który dzisiaj nie przejawiał niepożądanych pokładów energii. Całe szczęście. Kolejnie jechałam ja na moim nowym nabytku z Anemone Stall - Bayards D'Rizzle, tuż obok Chanel na Casallu, od której to właśnie kupiłam ogiera. Nie powiem, pogadałyśmy sobie sporo na temat tego, jak sprawuje się u mnie siwy. Za nami jechał James i Alex, którzy również pochłonieci byli rozmową. Rzekomy zastęp zamykała Abigail, zarzekając się po wsze czasy, że jej Prinzlet jest najspokojniejszym koniem, jeśli chodzi o tereny. Chyba miała rację, ponieważ na końcu grupy, kasztan wyglądał jak zmęczony życiem osiołek - niczym Whiskey. Abigail wytłumczyła mi, że to przez to, iż oni w Nowej Anglii częściej, niż trenują, to jeżdżą w tereny.
Po trzydziestu minutach byliśmy już po okrążeniu mojej ulubionej trasy wokół łąk, przez pola i środek lasu. Konie były rozgalopowane, po drodze natknęliśmy się nawet na małą kłodę, której nie omieszkaliśmy się skoczyć. Nie obyło się również bez wielkiej kopaniny, którą zafundowała Oiseau Presleyowi. Jednak to połączenie nie było dobre - chwilę po tym zrobiliśmy "przemeblowanie" i Oiseau poszła na sam tył, za ogiery.
Dotarliśmy do stajni uradowani, gdzie przywitał nas stajenny Eugenio i jeżdżąca po parkurze Olivia na Casionay. Chwilę później jednak skończyła swój trening i wypuściła klacz na padok niedaleko nas. Korzystając z tego, że nasze konie były rozgrzane i gotowe do pracy, ja jako pierwsza poskakałam małe przeszkódki i drągi, które wcześniej musiała skakać Olivia. Galopowałam równo, umiarkowanie odpuszczając wodze Bayardsowi i wypuszczając go do ziemi. Postanowiłam pobawić się w natural i poskakać te maluchy na zupełnie luźnym koniu. W moje ślady poszli również inni. Chanel na Casallu wolniutko galopowała na kontakcie, bardzo zebranym i podstawionym koniem, przejeżdżając co jakiś czas przez drągi. Tym samy tempem - skróconym galopem - skoczyła po kolei wszystkie znajdujące się przeszkody na parkurze.
Miśka i James robili to samo, co Chanel, a Abigail i Sophei dokładnie to, co ja. Byłam trochę zaniepokojona widokiem Oiseau na luźnej wodzy, znając wybryki tej klaczy, jednak wiedziałam, że dziewczyna ma pojęcie, co robi oraz zna swojego konia.
Przyjemnie obserwowało mi się podstawione konie, które szły z głową w dół, przeskakiwały radośnie przez krzyżaki i parskały.
Bardzo podobały mi się wyczynania Alexa na Carmelu, który jechał cały parkur kłusem - pilnując ogiera, aby ani nie przyspieszył, ani nie zwolnił. W zgodzie i harmonii.
Magda i Ashley kręciły wolty, co jakiś czas skacząc z nich krzyżaki. Pracowały nad odbiciem - raz podjeżdżały bliżej, raz dalej. Przydało się to szczególnie dla Ashley, która wczoraj miała problemy z fruwającym Whiskey.
Dzisiejszy trening był naprawdę przyjemny i luźny, choć konie przez cały czas miały pracę, w którą się angażowały.
Po odstępowaniu wszyscy razem wpadliśmy na wspaniały pomysł. Po obiedzie zabraliśmy najspokojniejsze konie - Prinzleta, Final Destination, Casalla i moją westernową Ima Spookin Lady na pławienie w pobliskim jeziorze.